sobota, 28 kwietnia 2012

to fantastycznie!

To fantastycznie!, że mogę przedstawić Wam ćwiczenie coachingowe zaproponowane przez mojego znajomego stosującego (z powodzeniem) prowokację. Zainteresowanych coachingiem prowokatywnym odsyłam do Polskiego Instytutu Coachingu Prowokatywnego, a tymczasem zapraszam do maleńkiej prowokacji. Wystarczą dwie minuty, podczas których zadaniem coacha jest znajdowanie samych pozytywnych stron we wszystkich zmartwieniach i wątpliwościach klienta. Oczywiście nie chodzi o sarkazm i drwinę, tylko o prawdziwie pozytywne myślenie. Przereklamowane? Nie namawiam Was do zmiany nawyków i poglądów, lecz do małej, krótkotrwałej zmiany. dwie minuty czystego optymizmu, tylko i aż tyle. Niemniej, istnieje pewne ryzyko zarażenia się optymizmem. Musicie uważać!
Jak to zrobić?
Każdą wypowiedź coach zaczyna od słów: to fantastycznie! A później - cóż, prowokacja jest wyzwaniem dla obu stron. Spróbujecie? To fantastycznie!

niedziela, 22 kwietnia 2012

w poszukiwaniu sensu

Gdybyś w tym roku miał przeczytać tylko jedną książkę, powinno być nią dzieło doktora Frankla 
(Los Angeles Times)
Mowa o książce "Człowiek w poszukiwaniu sensu" Victora E. Frankla,  austriackiego psychiatry, twórcy logoterapii, czyli terapii opartej celu i sensie życia, jako podstawowej motywacji człowieka. W kontekście skupienia się na nadrzędnej wartości celu i sensu życia, jako sumy wszystkich celów, Victora Frankla można nazwać również prekursorem coachingu. Sens życia można odkryć na trzy sposoby - poprzez twórczą pracę, poprzez kontakt z drugim człowiekiem (tak, miłość!) oraz poprzez to, w jaki sposób znosimy cierpienie. Szczególnie ta trzecia droga wydaje się być mało popularna. Nie chodzi jednak o umartwianie się i dążenie do cierpienia, ale o godne doświadczenie go i odnalezienie w nim sensu. Nawet jeśli pozornie tego sensu nie ma.
(Victor Frankl, ze swoją dramatyczną historią więźnia obozów koncentracyjnych, jest najbardziej wiarygodną osobą dla wzniecenia wiary, że cierpienie może mieć sens i znalezienie go pozwala... no cóż, pozwala pozostać przy życiu).
Dziś nie doświadczamy dramatu wojny. Doświadczamy jednak bólu i  krzywdy - na skalę naszych czasów. Niekiedy są to cierpienia nieznośne, a czasami relatywnie drobne.  Co nie oznacza, że te ostatnie są warte lekceważenia. Nie o lekceważenie bowiem chodzi, ani o powszechną metodę porównań ("inni mają gorzej", "a dzieci afrykańskie..."). Chodzi o świadomość tego, co się dzieje, świadomość tego, co czujemy, świadomość bólu i jego sensu. Nie użalajmy się, lecz doświadczajmy żalu. I pozostańmy optymistami.


Pesymista przypomina człowieka, który z lękiem i smutkiem obserwuje, jak wiszący na ścianie kalendarz, z którego codziennie zdziera kolejną kartkę, z każdym dniem staje się coraz cieńszy. Z drugiej zaś strony ktoś, kto aktywnie stawia czoła życiowym problemom, jest jak człowiek, który zrywa kolejną kartkę z kalendarza, a następnie z pietyzmem odkłada ją do teczki, gdzie przechowuje już inne, sporządziwszy uprzednio na odwrocie krótką notatkę o charakterze wpisu do dziennika. Taki człowiek może z dumą i radością myśleć o wielkim bogactwie ukrytym w swoich zapiskach, podobnie jak o całym swym życiu, które w pełni przeżył. Czy ktoś taki w pełni przejmie się pierwszymi oznakami starości? Czy będzie miał powód, by zazdrościć młodszym od siebie? (...) Zamiast nowych możliwości ma w swoim skarbcu konkretne dokonania, nie tylko rzeczywistość wykonanej pracy i przeżytej miłości, ale również cierpienia, które zniosłem z odwagą 
"Człowiek w poszukiwaniu sensu", Victor E. Frankl

piątek, 13 kwietnia 2012

gra coachingowa

Człowiek rośnie w grze o wielkie cele (powiedział Schiller). Moim zdaniem nie ma ważniejszego i większego celu niż ten cel, do którego dążąc stajesz się szczęśliwy. Czasami tylko nie ma jasności, co to za cel. Gdzieś głęboko, w brzuchu, w sercu, może "w tyle głowy" dobrze go znasz. Pojawiają się jednak te wszystkie "muszę", "powinnam", "trzeba". Czasami nie łatwo się przez nie przebić. W tym pomogą gry coachingowe.
Dobra wiadomość: już tu są! 65 pięknych kart, które pomogą Ci zaktywizować obie półkule i dotrzeć do głęboko ukrytych potrzeb, marzeń, celów. Później, z pomocą coacha, złapiesz je na wędkę swoich możliwości i voila! Rośniesz w grze o swoje cele. 
Zafascynowana wykorzystaniem gier w praktyce coachingu, zapraszam na sesje z wykorzystaniem The Coaching Game.Więcej o tym, dlaczego warto wykorzystywać gry w szkoleniach i coachingu - dowiecie się na stronie Experience corner.

wtorek, 3 kwietnia 2012

wspólna szuflada

Droga Kamilo,
Im bliżej ślubu, tym trudniej nam się dogadać. Mój narzeczony, Marek, podchodzi do ślubu „jak gdyby nigdy nic”. Zostały tylko trzy miesiące, ostatni dzwonek na wybór sali i menu…wyobraź sobie, że właśnie przeglądam chyba setny katalog w internecie, a Markowi w głowie tylko rozrywki. Mówię mu, że nie chcę iść do kina (przecież widzi, że jestem zajęta NASZYM ślubem!), i od razu dąsy i sprzeczki. Właściwie większość czasu się kłócimy. Sprzeczki dotyczą też naprawdę drobnych spraw, kiedyś się z nich śmialiśmy. A teraz… Jest mi strasznie smutno, ale też strasznie mnie to wkurza. Powiedziałabym mu o tym, ale jak widzę jak siedzi nadąsany i ogląda te swoje głupie seriale kryminalne, to po prostu mi się odechciewa. Co powinnam zrobić? Jak to zmienić?
Pozdrawiam,
Marianna

Witaj,
Piszę do Ciebie, ponieważ pewnie znasz się na kobietach J. Chodzi o moją narzeczoną, Mariannę. Uh, nie wiem od czego zacząć. Ciągle ma do mnie pretensje. Właściwie to już nie wiem, jak mam się zachowywać, żeby  się nie złościła. Przygotowania do ślubu strasznie ją angażują, wszystko musi być modne i takie jak w katalogach. Ok, ale my nie jesteśmy jak z katalogu. Ostatnio to chyba raczej jak z serialu, takie go o nieporozumieniach i kłótniach. Chciałbym żeby trochę wyluzowała, proponuję jej kino lub wspólny film na dvd, ale ona od razu się wścieka. Jak się nie odzywam, to też jest źle. Chciałbym krzyknąć: oddajcie mi moją Mariannę! Tę, która nie przejmowała się głupotami i która lubiła spędzać zemną czas. Jak ją odzyskać?
Pozdr,
Marek

Marianno i Marku, zanim odpowiem na Wasze maile, chcę zaproponować Wam wspólną zabawę. Z pewnością macie w domu szufladę, do której wrzuca się różne szpargały. Ważne, aby w szufladzie było sporo rzeczy. Najpierw Ty, Marianno, nastaw zegarek na 15 sekund i – gdy będziesz gotowa – przejrzyj dokładnie zawartość szuflady. Zamknij szufladę i zapisz to, co zapamiętałaś. Następnie otwórz szufladę i zapisz rzeczy, które pominęłaś. Marku, nie podglądaj!

Teraz Twoja kolej, Marku. Zrób wszystko, tak jak zrobiła Marianna.

Porównajcie swoje listy. Prawdopodobnie zapamiętaliście i pominęliście inne rzeczy. Być może każde z Was użyło innego systemu to zapamiętania przedmiotów. Omówcie wnioski z zabawy z szufladą.
Wasze sposoby postrzegania świata – i Waszego związku! – można nazwać Waszymi „mapami”. Według nich oceniacie rzeczywistość – prawdziwy „teren”. Brak uśmiechu Marka możesz, Marianno,  zaznaczyć na swojej mapie jako dąsy. Dla Marka to tylko zamyślenie.
Katalogi dla Ciebie, Marku, to niepotrzebne przedmioty oddzielające Ciebie od Marianny, osłabiające Wasz związek. Dla Ciebie Marianno, to ważne wskazówki do zorganizowania przepięknego wesela – i wyraz troski o Wasz związek.
Mapa to nie teren. Pamiętacie mówienie STOP? Aby odpowiedzieć sobie na pytanie: „Jakie są FAKTY?” spójrzcie na sytuację (teren) okiem geodety.  Opiszcie, co widzicie, bez oceniania. Czy nastąpiła zmiana, o którą prosiliście? Wspaniale! Sami jesteście jej autorami.
***
Ćwiczenie „szuflada” pochodzi z książki „ Coaching i mentoring w praktyce” autorstwa Macieja Bennewicza (Warszawa 2011).